Konferencja 7
7. Chorych nawiedzać
"Byłem chory, a odwiedziłeś Mnie". (Mt. 25,36)                                                                                                                                                                                                                             Doskonały przez cierpienia
Bóg nigdy nie zesłałby ci ciemności,
gdyby wiedział, że światłość będzie ci służyć.
Lecz nie lgnąłbyś do Jego Opiekuńczej dłoni
gdyby twa droga zawsze jasna była.
Nie dbałbyś, by kroczyć wiarą,
gdybyś zawsze mógł chodzić widzeniem.
Prawda to, że On zsyła ci wiele udręk,
napawa twe serce smutkiem
i na biedną, strudzoną twą głowę nakłada koronę cierniową
On wie, jak niewielu w ogóle osiągnęłoby Niebo
gdyby ból nie przywiódł ich tam.
Tak więc zsyła ci oślepiającą ciemność i piec
ognisty siedmiokroć rozgrzany
Jedyna to droga, wierz mi,
byś pozostał u jego stóp.
Łatwo bowiem zbłądzić, gdy życie staje się gładkie i przyjemne.
Dlatego wtul swoją dłoń w Jego Ojcowską dłoń
i śpiewaj po drodze, jeśli możesz.
Twa pieśń pocieszy może kogoś
Jeśli zadrżą ci usta przy pieśni,
                                  tym więcej będzie Bóg cię miłował.         Poems of Dawn
Specyficzną cechą ludzkiego cierpienia jest indywidualność i niepowtarzalność jego przeżywania. Każdy człowiek cierpi w swoisty, tylko jemu właściwy sposób. Istnieje mimo to wiele cech wspólnych wszystkim cierpiącym ludziom. Ludzie cierpiący upodabniają się do siebie podobieństwem sytuacji, doświadczeniem losu, potrzebą zrozumienia i troski, a nade wszystko chyba natarczywym pytaniem o sens. Towarzyszy im zawsze trudne do przezwyciężenia poczucie samotności i niezrozumienia ich wewnętrznych przeżyć. Człowiek cierpiący nieustannie potrzebuje drugiego człowieka, potrzebuje ludzkiego serca i ludzkiej solidarności.            
.Czyny Jezusa, niosące ratunek   pozostawiły wyraźny i trwały ślad w życiu Kościoła w postaci jego troski o chorych. Kościół okazywał tę troskę cierpiącym na wiele sposobów.                                                                                                                    (Z orędzia Ojca Świętego na III Światowy Dzień Chorego 1995 r.)
Podziwiamy cudzą troskę o chorych. Z zachwytem słuchamy historii o innych, którzy często z narażeniem życia idą do chorych. Uważamy, że jedna czy druga dyżurna instytucja czy jakaś tam osoba może zająć się chorymi w całym miasteczku. Czasem pomożemy im finansowo, czasem się za nich nawet pomodlimy. W ten sposób sprawę odwiedzania chorych uważamy za zamkniętą - dołączyliśmy do wielkiego dzieła. W zasadzie wszyscy są "za" - ale żeby samemu? Nie... Przecież już nie potrzeba... Chory szybko się męczy, jak już ktoś pójdzie, to po co ja? Zresztą, co ja mogę pomóc? Chorych trzeba odwiedzać, ale przecież inni robią to najlepiej, robi to od lat! Świat zginąłby bez dyżurnych miłosiernych samarytan. Ale nam, którzy samarytanami jeszcze nie jesteśmy, trzeba mocno pilnować swojego sumienia, żeby nie zasnęło uspokojone. Nie możemy zwolnić siebie od odpowiedzialności, choćby inni czuli się odpowiedzialni bardziej. Każdy z nas słyszy kierowane do siebie: "Byłem chory, a odwiedziłeś Mnie?".                                                                                                                              Trzeba tu spojrzeć na wszelkie instytucje, w których chorymi zajmują się specjaliści. W żaden sposób nie wolno negować ich wartości - to są miejsca bardzo ważne. Często nikt ich nie zastąpi. Żyjemy w świecie, który nie może się już obejść bez szpitala, nie może się obejść bez hospicjum. Mało kto ma tyle szczęścia, żeby umierać spokojnie we własnym łóżku, trzymany za rękę przez najbliższych. Mało kto ma tyle wiedzy, żeby uleczyć się samemu - zresztą przy stanie współczesnej medycyny takie próby byłyby głupotą. Mamy lekarzy, specjalistyczny sprzęt, leki. Chory znajdzie opiekę, znajdzie pomoc. Możemy pytać, gdzie tu jeszcze miejsce dla nas? Nasze miejsce jest obok... Nie zamiast medycyny, ale obok niej. Miejsce dla nas - miejsce obok - jest zawsze. My nie mamy chorych leczyć. Mamy chorych odwiedzać. Mamy dać więcej, niż tylko diagnozę.                  
Jak pisze Syrach: Nie ociągaj się z odwiedzeniem chorego człowieka, albowiem za to będą cię miłować. (Syt.7:35) Kochanie cierpiącego jest trudne. Ludzie często przed tym uciekają. Może właśnie dlatego własnych rodziców wysyłają z domu na umieranie do hospicjum - żeby nie czuć swojej bezradności. Być obok, patrzeć na czyjś ból, cierpienie, łzy i nie móc zrobić nic, żeby pomóc - często wydaje się to ponad siły.            Jezus nie obiecywał, że będzie łatwo. Pyta: "Byłem chory - odwiedziliście Mnie? Daliście świadectwo miłości, która stoi przy bliźnim aż do końca? Potrafiliście pokonać swój strach przed chorobą? Potrafiliście pokonać swój strach przed bezsilnością? Tak bardzo nie lubicie czuć się bezradni. Potrafiliście pokonać strach przed własnym strachem? Odwiedziliście Mnie?" Po ludzku możemy odpowiedzieć tylko: "Nie dałem rady." To się nie da racjonalnie wytłumaczyć, tego nie da się przeżyć w oparciu o rozum. Żeby móc odpowiedzieć: "Tak, pamiętasz, przyszedłem", trzeba najpierw zobaczyć Jezusa. Trzeba doświadczyć tego, czego i On doświadczył i oprzeć na wierze w to, co On wiedział. Przyjrzyjmy się chorym z Ewangelii i uzdrawiającemu Mistrzowi. Mistrzowi, który nie uzdrawiał wszystkich po drodze, ale tych, którzy chcieli. Może zresztą i wszyscy chcieli - w końcu taka okazja nieczęsto się trafia. Jakaś stara opowieść mówiła tylko o paralityku, który ukrył się przed Jezusem, żeby nie padł na niego nawet Jego cień - bo uzdrowiony paralityk wolał swoją dobrze oswojoną chorobę, niż utratę źródła pewnego dochodu i uczenie się życia na nowo. I choć ta opowieść jest piękna, to nie zapisano jej na kartach Ewangelii, powstała w ludzkiej wyobraźni. Ludzie garnęli się do Jezusa - jedni liczyli na cień przechodzącego, inni dotykali rąbka płaszcza, jeszcze innych spuszczano przez dach do wnętrza domu - żeby na pewno zauważył, żeby się ulitował. A On za każdym razem pytał o jedno - o wiarę. A przecież pozornie chodziło tylko o ciało! Pozornie chodziło tylko o ból, o paraliż, o trąd. O to, że oczy nie widziały i uszy nie słyszały. Tylko Jezus wiedział, że nie w ślepocie i bólu tkwi ludzki problem. To dlatego mówił: "Ufaj, odpuszczają ci się twoje grzechy". Dopiero wtedy człowiek mógł odejść - bez bólu, bez trądu, bez grzechu. Jezus nie uzdrawiał ludzkiego ciała. Jezus uzdrawiał człowieka. Widział go jako całość i jako całość traktował, i nad harmonią ciała i ducha z troską się pochylał. Teraz pyta nas: "Odwiedziliście Mnie? Potrafiliście pokonać swój strach przed chorobą?" Jeżeli widzimy człowieka w całości - przyjdziemy i do chorego. Jeśli zobaczymy człowieka w całości, nie będziemy chorego traktować jak zwierzątko w klatce - trochę fascynujące, ale bardziej przerażające. Chory nie będzie dla nas złym znakiem, klątwa, kimś, kogo należy ukryć przed dziećmi.         Wielkie cierpienia lubimy tylko w filmach, w życiu domagamy się, by cierpiano dyskretnie, nie rzucając się w oczy. A przecież trzeba pamiętać,  że chory człowiek to ktoś, kto myśli, tęskni i marzy. To ktoś, kto potrafi rozmawiać nie tylko o bólu, ale o tysiącu zwykłych spraw, którymi jeszcze przed chwilą żył i którymi chce żyć dalej - jeśli my, zdrowi, mu ich nie odbierzemy. W ostatnich latach  życia Jan Paweł II nie mówił o swoim cierpieniu. Konsekwentnie od lat mówił o tym samym - że Jezus jest naszym Panem. Konsekwentnie kierował wzrok ziemi ku niebu. I głupi był ten, kto widział w nim tylko staruszka z chorobą Parkinsona. Głupi był i sam z siebie robi ślepca, bo chore ciało zasłoniło mu człowieka. Czasem też jesteśmy takimi głupcami. Z papieżem było łatwiej - oglądaliśmy go w telewizji, czytaliśmy  jego kazania i książki - choroba przestawała być zasadniczym jego składnikiem... Ale już tylko do naszego rachunku sumienia zostaje pytanie, czy kiedy spotykam człowieka niewidomego wiem, jak z nim rozmawiać, czy uciekam na drugą stronę ulicy? Czy do człowieka na wózku podchodzę z taką samą radością, jak do zdrowego, czy mam obawy przed spotkaniem? Naprawdę odczuwam skrępowanie? Jezus wiedział, że choroba nie jest tym, co tworzy człowieka. Jest tylko dodatkiem, przykrym skutkiem pierwszego grzechu. Odmienia ludzkie życie, ale nie zmienia człowieka w inne stworzenie. Wciąż jest ciało, wciąż jest dusza. Ciało wciąż ma swoje potrzeby, i dusza też wciąż je ma. Mamy odwiedzać chorych myśląc o jednym i drugim. Mamy odwiedzać chorego człowieka, a nie jego chorobę. I odwiedzając, zatroszczyć się o całą jego harmonię. Znów wszystko rozbija się o miłość. Często dla ludzi chorych najtrudniejsze nie jest cierpienie fizyczne. Często trudniejsze jest, że zawodzą ludzie na których, zdawałoby się, można liczyć. Że ktoś, kto miał być pierwszym opiekunem uznał swoją obecność za zbędną - przecież nie mógł nic pomóc. Tylko czy naprawdę był przyjacielem? Czy mógł się nazwać choćby bliźnim? Jeśli miłość nie pognała go na spotkanie, jeśli miłość nie chciała usiąść obok na łóżku i po prostu być - czy naprawdę była miłością? Czy człowiek, który nie przyszedł do chorego kochał go, czy tylko używał? Człowiek chory nie nadaje się do użytku - nie wykonuje poleceń, wymaga zmarnowania czasu... W czasach, gdy królem świata jest efektywna praca, chory musi odejść w cień. Oby tylko nigdy chrześcijanie w to nie uwierzyli. Oby potrafili siedzieć spokojnie przy łóżku i ocierać twarz z potu, zanosząc cichą modlitwę do Jezusa, którego nawet cień uzdrawiał.

"Chorzy są skarbem Kościoła"  (Jan Paweł II)

Panie, czy chcesz moich rąk, 
by spędzić ten dzień 
pomagając biednym i chorym, 
którzy ich potrzebują? 
Panie, daję Ci dzisiaj moje ręce. 
Panie, czy potrzebujesz moich nóg, 
aby spędzić ten dzień 
odwiedzając tych, 
którzy potrzebują przyjaciela? 
Panie, dzisiaj oddaję Ci moje nogi. 
Panie, czy chcesz mego głosu, 
aby spędzić ten dzień 
na rozmowie z tymi, 
którzy potrzebują słów miłości? 
Panie, dzisiaj daję Ci mój głos. 
Panie, czy potrzebujesz mojego serca, 
aby spędzić ten dzień 
kochając każdego człowieka tylko dlatego, 
że jest człowiekiem? 
Panie, dzisiaj daję Ci moje serce. 

Matka Teresa z Kalkuty

 


[ Informacje |słowo | multimedia | księga gości | forum | historia WPP | historia17-tek | regulamin | opis grup ]
[ konferencje | rozważania | foto | filmy | dzwięki | linki | baza adresów e-mail | kontakt ]
© MichałBedyński
Strona istnieje od lipca 2002 wywoływano nas już [an error occurred while processing this directive] razy