Konferencja VII
"Czy miłujesz mnie?
W połowie drogi, czyli od wolności do wyzwolenia."

Pytanie, będące motywem przewodnim naszej drogi, odkrywa niepojęte rozmiary ludzkiej wolności. Zobaczmy, jak daleko posunął się Bóg w przyznaniu nam prawa do samostanowienia, używając języka dyplomacji. Bóg, który dał się za nas zabić, mimo ewidentnych zasług dla człowieka i ludzkości ryzykuje odpowiedź -nie. I człowiek korzysta tej możliwości, przypomina się Nietsche, ze swoim słynnym zdaniem "Bóg umarł". Wielu, nie czekając na potwierdzenie tej tezy, chętnie w uwierzyło, że to prawda..
Taka jest ta wolność człowieka, będąca czasem czarną niewdzięcznością, że wolno mu nie kochać Boga, wolno mu negować jego istnienie i samemu się bogiem ogłaszać. A Bóg szanuje to, w końcu nasza wolność jest jego darem. Dostaliśmy go, ponieważ Bóg tak chciał, ponieważ Bóg tak kochał, stworzył nas na Swoje podobieństwo, uwierzył, zaufał, jak mógł, więc trzymać nas na krótkiej smyczy. Mamy, więc swoją wolność i trzeba przyznać, że z niebywałą inwencją potrafimy ten dar marnować. Przypowieść o talentach jest nam wszystkim doskonale znana. Ziemia, po której stąpamy pełna jest zakopanych talentów. Dostaliśmy od Boga wszystko, co potrzebne jest do szczęścia, ale jakoś te dary nie mogą w nas dojść do porozumienia. Wolność nasza przejawia się nie tylko w tym co robimy, ale również w tym, czego nie robimy, choć powinniśmy. Jest przecież tyle okazji by czynić dobro, nikt nam tego bynajmniej nie zabrania, a tu okazuje się, że owszem, mogliśmy, ale nie wyszło, coś poszło bokiem, ogarnęło nas zmęczenie, niechęć, czasem strach, nie mówiąc już o braku wiary we własne siły, braku czasu wreszcie lenistwie. Wolność rozumiana jako brak woli do
działania pomnażającego dobro, jako zaniedbanie, kładzie się cieniem na naszej codzienności, i nie jest to bynajmniej cień, w którym należy szukać wytchnienia.
Historia świata dostarcza nam wielu przykładów marnowania się ludzkiego wysiłku. Ileż dobra zgniło gdzieś na śmietniku historii, bo ktoś przyszedł i "wiedział lepiej", albo zgłupiał na punkcie swojej wolności uznając, że nie musi liczyć się z dorobkiem wcześniejszych pokoleń, wywołując rewolucje w imię wątpliwych pomysłów na nowy lepszy świat. Jest też historia wolności o twarzy mordercy i jego zapamiętałych wysiłków, by uczynić sobie tu, na ziemi - piekło. Wyobraźnia nienawiści podsuwała mu coraz to wymyślniejsze sposoby zabijania, zadawania cierpień i niszczenia, niekiedy z imieniem Boga na ustach i dla naszego dobra.
Taka jest właśnie ciemna strona naszej wolności. Ale jest też i jej jasna strona i to trzeba zdecydowanie podkreślić. A więc wolność jako kreatywność. To trwałe zdobycze tego ducha, który w połączeniu z szacunkiem do prawdy, w połączeniu z miłością do Stwórcy, dał znakomite efekty i znalazł odbicie w biografiach wielu wspaniałych, szalonych czy świętych ludzi, jak też w biografiach całych narodów. Patrząc na wiele dokonań w nauce, sztuce, muzyce, filozofii, architekturze czy w życiu społecznym - dokonań stanowiących bogate dziedzictwo kultur i cywilizacji - trudno nie uznać ich za przejaw aktywności tego, który jest Pierwszym Poruszycielem, jest Pierwszym Kreatorem, jest Duchem Św.
Wyszło mi jakoś tak pompatycznie.
Można więc powiedzieć, że z tą wolnością bywa różnie. Raz lepiej, raz gorzej. Prawda zazwyczaj jest banalna.
Wiele wskazuje na to, że człowiekowi najlepiej żyje się w prowizorce, kiedy jest gdzieś pomiędzy i nigdzie do końca, jak nie musi, to może, a jak może, to nie chce.
Nie lubi skrajności: źle znosi niskie temperatury, a upały męczą go okropnie. Radykałowie, mimo iż zawsze widoczni,
niemniej stanowią zdecydowaną mniejszość. Dotyczy to zwłaszcza chrześcijan, - których życie w przeważającej większości wypadków, ani zbyt gorące, ani zimne, po prostu letnie. Na Chrystusowe pytanie "czy miłujesz mnie?" Zdajemy się najczęściej odpowiadać: "trochę". A więc pełna prowizorka.
Chrystus, tymczasem wymaga od nas dosyć wyraźnego stanowiska, które ma być dalekie od letniego podejścia. Chce by nasza mowa, mowa naszych uczynków, postaw, pragnień była wyraźna i konkretna.
Jak już wspomniałem, Bóg wybrał dla nas wolność, lecz nie jest to wolność od obowiązków. Wręcz przeciwnie: spoczywa na nas wielka odpowiedzialność, za swoje życie, w końcu od naszych decyzji, od naszych postaw i pragnień zależy jego jakość. Przy okazji zwróćmy uwagę na słowa św. Ignacego Loyoli, który sugeruje, aby wszystko czynić tak, jakby zależało jedynie od nas a ufać tak, jak gdyby wszystko zależało od Boga. Okazuje się, raz po raz, że dar wolności najlepiej wykorzystywany jest wtedy, gdy łączymy go z wymaganiami wobec prawdy, która sama w sobie jest źródłem wolności. Poznajemy prawdę i ona nas wyzwala: ze złudzeń, fałszu, ignorancji. Wolność służy nam również wtedy, gdy jest kompromisem w sporze między przekorą, a pokorą, a więc gdy jest zmierzaniem do celu, ale z poszanowaniem pewnych reguł. Można z grubsza przyjąć, że życie człowieka to gra między sobą tych dwóch postaw. Młodość to przewaga przekory czyli niezgody na zastany świat, na jego zgniłe układy, niesprawiedliwość, miałkość i cynizm; niezgody, która każe zmieniać na lepsze, ale bywa również przekora niezgodą na tradycyjne wartości, lub ich tradycyjne pojmowanie, niezgodą na to co wymagające i nie dające przyjemności, stąd często brak wartości poza wartością "dobrej zabawy", negacja Prawdy, Dobra i Piękna. Z wiekiem zaś proporcje się zmieniają, jak śpiewa Maciek Maleńczuk:
"człowiek z wiekiem staje się rozumny, człowiek z wiekiem do trumny", proporcje się zmieniają i więcej w nas pokory czyli zgody na to, co jest, mówiąc wprost, wolą Ojca, choćby nie po naszej myśli; zgody na ustalony bieg spraw, wynikający też trochę z naszej bezradności i zgody będącej cierpliwością i oczekiwaniem. Ale jest pokora i gorszego sortu, to ta, która jest przyzwyczajeniem, akceptacją patologii, niewiarą, że może być inaczej niż jest, czy w końcu lenistwem. Zaznaczam, że obie postawy wobec życia: pokora i przekora – są niezbędne, by jakoś w miarę funkcjonować, ale dla pełnego życia, które ma być podążaniem po śladach Jezusa, potrzeba nam tej dobrej przekory i tej dobrej pokory, obu w odpowiednich proporcjach.
Wolność pozostawiona samej sobie, niebędąca jednocześnie "przymusem" działania dla dobra, prawdy i piękna, staje się więzieniem człowieka, powodem jego ślepoty i zamknięcia. Znaną nam wszystkim przypowieść o synu marnotrawnym, można odczytywać również jako historię człowieka, który "wybrał wolność" kosztem pozostałych darów od Boga. Gdyby założyć Stowarzyszenie Na Rzecz Synów Marnotrawnych i Córek, wszyscy musielibyśmy tam wstąpić. Wiemy jak się kończy historia z synem marnotrawnym: wraca na ostatnich nogach, do, lecz tym razem jego droga przebiega od wolności do wyzwolenia. Wyzwolenie, jakie niesie ze sobą Chrystus i jego drugie Ja - Duch Św.; jest uosobieniem prawdziwej i absolutnej wolności, o czym pisze św. Paweł w liście do Galatów. "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli, (...) Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie! Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli.. Oto, czego uczę:
postępujcie według Ducha, a nie spełnicie pożądania ciała. Ciało, bowiem, do czego innego dąży niż duch, a duch, do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak, zę nie czynicie tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa" (Ga 5, 1. 13 -18)
Możemy, więc wyróżnić dwa modele wolności: wolność ku: Chrystusowi, droga do pełnej jedności z nim, i wolność jako ucieczkę od - prawdy, odpowiedzialności, czy miłości. Sloganowo, obie postawy można ująć tak: Chrystus Zmartwychwstał Alleluja! i
Chrystus Zmartwychwstał - prima a prillis!
Wielu chrześcijan podąża trzecią drogą będącą "twórczym" połączeniem pierwszej i drugiej drogi. Jak uzgodnić naszą wolną wolę z Wolą Ojca, tak, aby nie wyszła z tego karykatura wolności? Zadanie jest trudne, ale do wykonania, patrz żywoty świętych. Kiedyś ludzie naśmiewając się z propagandy sukcesu, mówili, że sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna, My na szczęście nie mamy potrzeby tak tego nazywać, bo choć z jednej strony wolna wola, często okazuje się słabą wolą, to z drugiej, właśnie u Boga, przez modlitwę i przez pracę, możemy "nabyć" coś, co nazwałbym witaminami wolnej woli, dzięki którym nasza wolna wola będzie żelazną wolą – motorem dla nieskrępowanego czynienia uczynków miłości.


 


[ Informacje |słowo | multimedia | księga gości | forum | historia WPP | historia17-tek | regulamin | opis grup ]
[ konferencje | rozważania | foto | filmy | dzwięki | linki | baza adresów e-mail | kontakt ]
© MichałBedyński
Strona istnieje od lipca 2002 wywoływano nas już razy