"Czy miłujesz mnie?
4 prawa życia duchowego." Życie każdego chrześcijanina wpisane
jest w schemat czterech praw życia duchowego,
które są opisem trasy nawrócenia. Po pierwsze: Bóg kocha człowieka
Po drugie: człowiek przez grzech odcina się od miłości Bożej
Po trzecie: Bóg dał nam swojego syna , który zgładził grzech
i ostanie prawo: musimy przyjąć Pana jako swego zbawiciela, aby doświadczyć
jednoczącej miłości Boga.
Łatwo zauważyć, że bez względu na różnice w doświadczeniach, bez względu
na stopień przeżywania swojej wiary, prawa te w równym stopniu dotyczą
wszystkich wierzących.
Odczytując je w kontekście pytania będącego myślą przewodnią pielgrzymki
dowiadujemy się na czym polega nasza odpowiedź.
Bóg miłujący człowieka niejako prosi się o naszą miłość.
Cóż w nas ludziach jest takiego że Bóg tak nas ukochał? Tak właśnie chciałoby
się zapytać, bo przecież dzieje człowieka, to czarna księga zdrad, niewdzięczności,
czy nawet obojętności. Ale paradoksalnie człowiek jest taką marnością,
że gdyby Bóg nie wywyższył go w swoich oczach, gdyby niejako z konieczności
nie pokochał, gdyby jego stosunek doń nosił choć odrobinę ambiwalencji,
byłoby po nas. Ja wszechmocny Bóg, nie mam wyjścia, muszę Cię kochać człowieku.
A trudna ta miłość. Starotestamentowe obrazy Boga jako sędziwego i mściwego
Stwórcy, jakkolwiek nam współczesnym wydają się przesadzone, to coś jednak
było w nich na rzeczy. Przecież kiedyś w końcu można było się wściec i
zapłonąć gniewem na tego szubrawca, nikczemnika i mordercę siejącego nienawiść
i śmierć, na danej mu przez
Jahwe ziemi. Takie wizje Boga podsuwała w głowach wiernych choćby zwykła
przyzwoitość i wymóg sprawiedliwości. Bóg, jednak zdaje się, nie działa
pod przymusem naszych koślawych o nim wyobrażeń. i chwał Mu za to.
Człowiek w grzechu.
Jakkolwiek jesteśmy grzesznikami i taka nasza uroda, to przecież grzech
grzechowi nierówny i jeden oddala nas od Boga bardziej, inny mniej, jednakowoż
każdy odbiera nam radość z doświadczania nieskończonej miłości Boga. To
samo w drugą stronę. Nasz potencjał, nasza zdolność do kochania, do odwzajemniania
Jego miłości, wtedy, gdy uporczywie trwamy w grzechu, bez obietnicy poprawy
jest bardzo mocno osłabiona. Szatan, jak wiadomo nie śpi, ten doskonały
psycholog, wybitny teolog i skuteczny motywator, potrafi nas skutecznie
omotać i bez trudu sprowadzić na manowce. Mimo, że zwycięstwo nad śmiercią
mamy już zagwarantowane, Szatan wciąż uparcie próbuje zminimalizować rozmiary
swojej porażki i trzeba przyznać, że na przestrzeni dziejów wbił nam wiele
efektownych goli, każdą epokę smaruje smołą nienawiści i śmierci, i wciąż
brnie do przodu nie przyjmując do wiadomości tego, co zaszło tam na Golgocie.
A właśnie tam na Golgocie, Jezus zwyciężył grzech, zwyciężył śmierć, i
pokazał jak zło dobrem zwyciężać, mimo iż wielu sądziło i nadal sądzi,
że to zło na dobre zwycięża.
Bóg tak umiłował świat, że syna swojego nam dał, by każdy, kto w niego
wierzy nie umarł, lecz miał życie wieczne. Każdego dnia możemy odczuwać
skutki tej decyzji, a to za sprawą sakramentu pojednania.
Płonący konfesjonał- symbol dobrej spowiedzi, symbol przemiany.
Nie można mówić tak Panie ty wiesz że kocham Cię, bez uprzedniego pojednania
się z Nim.
Jest wiele pięknych przykładów cudownych przemian, jakie zachodzą w człowieku,
kiedy ten spotyka się z przebaczającym Bogiem przy konfesjonale. To w
tym momencie, dialog Jezusa z Piotrem nabiera szczególnej wymowy: "Panie
Ty wiesz, że zgrzeszyłem, ale chcę Cię kochać mocniej, być tak blisko
jak się da. Dlatego przyszedłem tu do Ciebie." Każdy kapłan, który
spędził trochę życia w konfesjonale, nosi w pamięci fascynujące historie
upadków i powolnego podnoszenia się z ziemi, historie, które z trudem
przeciskały się przez kratki konfesjonału. I obaj i spowiednik i spowiadający
się, nieraz pewnie czuli, że ten ich konfesjonał płonie jak krzak gorejący,
bo tam właśnie Bóg ukochał swojego człowieka.
Niestety są też tacy którzy, przychodzą spowiadać się z własnej bezgrzeszności,
nikogo nie zabili, nie ukradli nikomu, złego słowa o bliźnim nie pomyśleli,
nie powiedzieli, i tak dziesięć, a czasem więcej lat udało im zachować
czyste sumienie, czyste bo nie używane, jak powiedziałby Lem.
Albo przyjdzie taki co z siedmiu grzechów głównych zna jedynie dwa, więcej
grzechów nie pamięta, zapomniał też za nie żałować.
Korzystanie z sakramentu pojednania, dość regularne, jest niezbędnym elementem
w procesie nawrócenia. Wiemy, jednak, że nawet najlepsza spowiedź, zwieńczona
solidnym postanowieniem poprawy, nie uchroni nas od powrotu na szybką
ścieżkę grzechu, jeśli nie oddamy swojego życia pod Boże kierownictwo.
Jeżeli odejdziemy od konfesjonału sami, bez asysty Jezusa, którego wypadałoby
choć raz, przynajmniej na próbę, uznać za Postać Pierwszoplanową swojego
życia, no więc jeśli nawet odprowadzimy się aż do drzwi wyjściowych, po
to by tam właśnie, po raz kolejny pożegnać Jezusa,
najlepiej tradycyjnym "Szczęść Boże" i wrócić do domu, do swoich
spraw, znów samemu, z niezmiennym przeświadczeniem, że tym razem jakoś
to będzie, to o żadnym trwałym nawróceniu, o żadnym podążaniu ku świętości,
o żadnym "Panie, Ty wiesz, że Cię kocham" nie może być mowy.
Trwałe nawrócenie jest możliwe, a skoro jest możliwe, jest również konieczne.
Tego wymaga przecież zadanie ewangelizacji, o którym Papież tak często
przypomina, wszyscy jesteśmy zobowiązani nieść Dobrą Nowinę innym. Nie
potrzeba do tego jakiegoś nadzwyczajnego przygotowania, wystarczy świadectwo
własnego życia, naszej przemiany, a każde życie jest tu doskonałym przykładem,
i możemy ruszać w drogę czyli do domu, do pracy. Wszędzie są ludzie, którzy
czekają spragnieni Słowa. Kto był na rekolekcjach ewangelizacyjnych ten
wie, że jest to czas wzmożonej aktywności Ducha Św.; który w sobie znany
sposób porusza ludzkie serca. Potrzeba trochę odwagi, ale bez przesady.
Można dla odmiany założyć koszulkę z napisem: Jestem krezusem, bo jestem
z Jezusem i to już będzie rodzaj ewangelizacji. Koszulki wkrótce do nabycia
w sklepach na terenie całego kraju.
Pokochać świat.
Współczesny chrześcijanin powinien w miarę nieźle poruszać się po wszystkich
autostradach współczesności, z jej prądami umysłowymi, koncepcjami i w
ogóle. Nie ufajmy chrześcijaństwu, które boi się świata, które nie jest
go ciekawe, nie chce poznać jego zagadek, sprzeczności, paradoksów i całej
tej wielobarwnej mieszanki. Simon Weil pisała: "religia traktowana
jedynie jako źródło pocieszenia jest przeszkodą na drodze do prawdziwej
wiary". Strach, lęk jako dominanta religijnej aktywności prowadzić
może w objęcia
mężów opatrznościowych wątpliwej marki, prowadzi też w objęcia sekt. Niektórzy
więc działają wedle reguły Im bardziej boję się świata tym mocniej w
ciebie wierzę. Ale za moment strach może ustąpić miejsca agresji i niechęci
do tego co obce i nieznane.
Chrześcijanin w świecie to ten, który potrafi z niego korzystać, potrafi
z wdziękiem go krytykować i polemizować. Jest jego pierwszym miłośnikiem
i pierwszym krytykiem. Oto dogodny punkt wyjścia do ewangelizacji. Cóż
po niej, jeśli boimy się i gardzimy tym, co wymaga ewangelizacji. Najłatwiej
spoglądać na wszystko z góry, ale ta góra, najczęściej usypana z pychy,
wrogości, ignorancji czy niechęci do wnikania w szczegóły, a przecież
poznawanie jest zawsze wnikaniem w szczegóły, choćby po to, by wytropić
tkwiącego w nich diabła.
Na szczęście Duch Św. działa przez nas, nawet, kiedy mu utrudniamy jego
robotę, znacznie lepiej jednak kroić chleb ostrym nożem, niż tępą żyletką.
Módlmy się, więc byśmy się stawali bardziej poręcznymi narzędziami w rękach
Pana, dobrze?
Na zakończenie modlitwa o nawrócenie
|