"O modlitwie i miłości" Rozmowa
z Bogiem - wiara w Boga i pragnienie poznania Go.
Uwznioślenie ducha - pragnienie osobistego "dialogu" z Bogiem.
Prośba do Boga - uznanie własnej zależności.
Otwieranie siebie na Boga w sobie. Wyjście z siebie i wejście w głąb zarazem.
Pewne rzeczy trudno wyrazić w słowach, można odnieść wrażenie, że ten
język, ze swoimi regułami, zwrotami, sposobami użycia, że ten język coś
przed nami ukrywa, choćby fenomen modlitwy, ale mimo prób znalezienia
pełniejszego wyrazu, to jedyny język jaki przychodzi nam do głowy. Dlatego
najpiękniejsze nawet opisy i definicje nie zastąpią samej modlitwy, dlatego
też nie o słowa, lub nie same słowa w modlitwie chodzi.
Nic nie ma takiej wartości jak modlitwa. Ona czyni możliwym to, co niemożliwe
i łatwym, to, co trudne.
Wiara w moc modlitwy. Nie ma modlitwy, która nie zostałaby wysłuchana.
I nie ma modlitwy bez odpowiedzi. Bóg wysłuchuje wszystkich próśb, na
szczęście nie wszystkie spełnia. Wiedząc, co dla nas najlepsze, chroni
nas przed tym, co bierze się z próżności, lenistwa czy zwykłego egoizmu.
Niekiedy nasze prośby przybierają formę żądań, "Panie Jezu, ma być
szóstka z matmy. Amen";
A czasem nawet z odrobiną szantażu: "Panie Boże, jeśli nie znajdziesz
mi odpowiedniego kandydata na męża, albo, jakiego bądź, to zmienię wyznanie,
przestanę się modlić, albo się zabiję. Istotnie, bywa i tak, że o coś
prosimy, choćby o zdrowie i zdrowie nie poprawia się, prosimy o pracę
i w kolejny poniedziałek kupujemy gazetę, czy to znaczy, że nasze prośby
pozostają bez odpowiedzi? Potrafimy prosić, ale nie potrafimy czekać.
A czekanie jest tym co, kształtuje charakter człowieka, jego upór, wytrwałość
i silną wolę. Wiele lat upłynęło, nim biblijna Sara doczekała się potomka,
zdążyła nawet stracić nadzieję, ale Bóg wysłuchał jej prośby. Czekam,
a więc jestem w stanie napięcia, to napięcie pobudza, każe działać, albo
każe zatrzymać się. Ryszard Kapuściński, w jednym z wielu reportaży o
Afryce, opisuje ludzi czekających na autobus, stoją przy drodze, na nieistniejącym
przystanku, w zwykły afrykański upał. Problem w tym, że nikt nie wie,
czy autobus przyjedzie za chwilę, czy może za dwa dni. Wiedzą tylko, że
przyjedzie. Czekają w milczeniu, nikt nie narzeka, nie kręci się nerwowo,
nie wygląda czegoś w oddali, czekają, bo całe ich życie jest czekaniem.
Jeśli potrafisz czekać, potrafisz również docenić otrzymany dar. Czas,
którego funkcją jest też oczekiwanie, uczy pokory.
Ale zdarza się również, że Bóg daje odpowiedzi, na które nie jesteśmy
przygotowani. Trudno nam pojąć, że może On nie podzielać tej wizji szczęścia,
jaką my uznaliśmy za najlepszą, i zazwyczaj jedyną. Jezus przed Golgotą
prosił, by oddalić od Niego ten kilech, lecz jeśli taka jest wola Ojca,
to nie ma rady. Jeśli taka jest Jego wola, to trzeba iść po dobry nóż,
jak Abraham, i złożyć Mu ofiarę z tego, co miłuje się najbardziej, skoro
taka jest wola Ojca. Historia naszego życia, czego najczęściej nie zauważamy,
to jednak historia próśb spełnionych, nawet tych niewypowiedzianych i
ledwie pomyślanych. Bóg, który ma bezpośredni wgląd w nasze marzenia,
motywy działań i cały ten chaos pragnień, nie potrzebuje czekać, aż je
pomyślimy i wyartykułujemy, dlatego tych cudów, które dzieją się nad naszymi
głowami, jest co nie miara, co wciąż nam umyka, ale np. lekarze, niemal
na co dzień stykają się z sytuacjami, które nie da się nazwać inaczej
jak cudem: był guz, złośliwy, są zdjęcia, był i znikł. Ale w służbie zdrowia
dzieją się też inne cuda - zwłaszcza ostatnio.
Jak się modlić?
Początek modlitwy. Zazwyczaj, jeśli spotykamy się z kimś w ważnej sprawie,
z kimś, od kogo zależy jej powodzenie, nie wykładamy natychmiast i w pośpiechu,
w czym rzecz. Nie, zaczynamy od miłej pogawędki choćby o pogodzie, jeśli
to kobieta - od komplementu, i dopiero przechodzimy do interesów. Podobnie
jest z modlitwą, która powinna mieć, tak jak sztuka, kolejne akty. Niech
zaczyna się od uwielbienia Boga, potem akt błagalny, potem prośba i na
końcu podziękowanie. My zaś często wpadamy na modlitwę, jak sąsiadka po
cukier, na chwilę, w biegu i z powrotem do domu, żeby broń Boże, nam ciasto
nie siadło. Uprasza się więc o poważne potraktowanie sprawy modlitwy.
Pewien człowiek, na pytanie czym jest dla niego modlitwa, odpowiadał:
"każdorazowo najważniejszą chwila życia.
Pan nasz, Jezus Chrystus zasługuje na to. Kropka.
Módl się za innych. Przytoczę fragment świadectwa: "Cokolwiek dobrego
dzieje się w moim życiu, mam wrażenie, że dzieje się dzięki czyjejś modlitwie.
To takie przeczucie, którego nie sposób zweryfikować, trudno przecież
złapać kogoś na gorącym uczynku, lecz ten strumień swobodnych elektronów
modlitwy, ten prąd płynie i jest wyczuwalny." Powiedzcie, czy to
nie jest piękna idea, modlitewnej wymiany? Ja modlę się za Ciebie, ty
pomódl się za mnie. Być może łatwiej wtedy o czystość intencji i ten wstawienniczy
rozmach. Prośba o modlitwę to wyraz ufności w jej moc. Pewien mój znajomy
przeżywał poważne problemy finansowe, jego rodzice zaoferowali mu pomoc,
ten jednak się uparł, że nie weźmie od nich grosza, Trochę bezradni wobec
niespodziewanego oporu, zapytali "jak w takim razie możemy Ci pomóc?"
Poprosił ich o modlitwę, dokładnie powiedział: "możecie się za mnie
pomodlić", więc oni się przestraszyli, że jest już tak źle, że nic
innego nie da się zrobić. No właśnie, coś od czego powinniśmy zaczynać
jakiekolwiek działanie, niekiedy traktowane jest jak ostateczność. Przy
okazji tego znajomego, modlitwy zostały wysłuchane i wszystko jest na
dobrej drodze. Jeśli możliwe jest zmieniać świat wokół siebie i naprawiać
go, to przede wszystkim za sprawą modlitwy.
Módl się i pracuj. Brak modlitwy tłumaczymy najczęściej natłokiem zajęć,
ogromem spraw do załatwienia i na wiele innych sposobów. Spójrzmy zatem
na Papieża, jego pracowitość budzi podziw i zawstydza zarazem. Ponad 100
podróży duszpasterskich, kilkanaście encyklik, kilkadziesiąt listów plus
codzienne obowiązki. Pytanie, jak on to robi? Ma przecież cały Kościół
, cały świat na głowie i jakimś cudem znajduje czas na modlitwę. Niebywałe,
prawda? Jeśli masz czas na modlitwę, masz czas na wszystko, zdaje się
mówić przykład Papieża. Jest takie powiedzenie, jeśli nie masz czasu znajdź
sobie nowe zajęcie. I to jest prawda. Spójrz na swój plan dnia, ale tak
bez rutyny, może się okazać, że znajdziesz czas na jeszcze jedno życie.
Cokolwiek chcesz zrobić najpierw pomódl się, ofiaruj swój trud Panu Bogu.
Starsi ludzie mówią nieraz i mają rację, że jak Pan Bóg nie pobłogosławi,
to choćbyś się urobił po pachy niewiele z tego będzie. Opowiadał mi znajomy,
że był kiedyś świadkiem pewnej sceny w zakrystii. Otóż za chwilę miały
rozpocząć się uroczystości i trwały ostatnie przygotowania, wszyscy wykonywali
energiczne ruchy, prócz jednego kleryka, który stał sobie bezczynnie,
z uśmiechem na twarzy. Proboszcz, co był najbardziej zaawansowany w działaniu,
w końcu nie wytrzymał i zapytał go co w tym momencie robi, na co ten mu
odpowiedział. "Ja? Ja właśnie się modlę. Istnieje pewien pożądany rodzaj
szlachetnej bezczynności, będącej zatrzymaniem się, powstrzymaniem od
działania, przerwą w aktywności, zanurzeniem, trochę na wzór wschodnich
mistrzów, w pewien bezruch, po to by mogło się zdarzyć coś, co w sumie
jest zdarzeniem nie z tego świata. Ktoś powiedział kiedyś o modlitwie,
że otwiera niebo.
Módl się codziennie i o tej samej porze. Śmiejemy się czasem z Anglików,
że oni tacy punktualni, choćby nie wiem co, punkt piąta zasiadają do herbaty
i nie ma takiej pogody, która zmąciłaby tę ich przyjemność. Przynajmniej
kiedyś tak bywało. Może nam się wydawać to dość ekscentrycznym zwyczajem,
ale ileż w nim uroku. Dokładnie takiej ekscentrycznej systematyczności
potrzeba w modlitwie. Zazwyczaj modlimy się w tzw. wolnej chwili, albo
jeszcze gorzej:, "kiedy mamy potrzebę". Bardzo lubimy słuchać tych
romantycznych historii, o artystach, którzy porwani przez natchnienie,
tworzyli w jakieś pomroczności jasnej. Prawda jest na szczęście bardziej
banalna. Ta wena, najczęściej miała mentalność księgowego i kazała im
zasiadać do dzieła o dosyć określonej porze, pracować wiele godzin, i
tak dzień po dniu. Wielu z nich było wręcz wzorem pracowitości, bo tylko
systematyczna praca przynosi efekty, wiedzą to wszyscy, którzy ćwiczą
na instrumentach muzycznych, uczą się języków, czy uprawiają sporty. Jeśli
więc nie będziemy wzbudzać w sobie uporczywie pragnienia modlitwy, to
prędko wyląduje ona daleko za potrzebą zjedzenia czegoś słodkiego. Jeśli
spożywasz śniadanie zawsze o wpół do dziesiątej rano w Polsce (była kiedyś
taka reklama batonika), to twój żołądek przyzwyczaja się i zaczyna oczekiwać
strawy właśnie o tej porze. Dość egzotyczne są dla nas obrazki z krajów
muzułmańskich, gdzie wyznawcy islamu pięć razy w ciągu doby zatrzymują
się w codziennym biegu, by oddać cześć Najwyższemu. Trudno przypuszczać,
by takie przerwy miały ujemny wpływ na dochód narodowy brutto. Regularność
i pewna dyscyplina pozwalają wejść w coś, co określiłbym jako codzienny
stan modlitewny. Mówi się o niektórych, że mają stany lękowe, dlaczego
by nie mówić dla odmiany o stanach modlitewnych. Zaplanujmy sobie ściśle
określony czas na modlitwę, a przyjdzie taki moment, że stanie się ona
potrzebą tak naturalną jak jedzenie, spanie czy oglądanie telewizji. To
nie żart, przeciętny Polak, jak pokazują, statystyki, spędza przed telewizorem
ponad trzy godziny dziennie i tu m.in. upatrywałbym możliwości wygospodarowania
czasu na modlitwę. Chyba, że oglądamy Telewizję Trwam.
Módl się w ciszy
Żeby się modlić trzeba wyciszenia. Cisza kojarzy się z bezruchem, bezczynnością,
przerwą, tymczasem w jej środku dzieje się wszystko. W ciszy pracuje nasze
serce i wątroba, rzadko kiedy czytamy na głos, a szelest kartek raczej
jest ciszy sojusznikiem, Na Jasną Górę też idziemy trochę po cichu i w
skupieniu. Cisza jest prowokacją dla naszych uszu, jesteśmy wychowani
w pewnym hałasie, dlatego trochę się jej boimy. Jednak potrzebujemy jej
bardzo, bo głos Pana to nie jest najgłośniejszy klakson w mieście, ani
głos spikera przekrzykującego stadion ludzi. Można mieszkać w środku Puszczy
Białowieskiej i przeżywać jakąś duchową nerwicę, ktora nie pozwala usłyszeć
ciszy, a chodzi o taką ciszę, która jest wewnętrznym skupieniem, oczekiwaniem
na przyjście, zgodą na Jego obecność i na pytanie "Czy miłujesz mnie?"
Wtedy nie przeszkadza hałas fabrycznych hal, ulicznych skrzyżowań, czy
kawiarnianych rozmów.
"Tak Panie, Ty wiesz, że Cię słyszę."
Módl się za swój kraj. Czy modlisz się za swój kraj? Gdyby czas poświęcony
na zbiorowe narzekanie i wieszanie psów na kolejnych rządach wykorzystać
na modlitwę, aż się boję pomyśleć, ile więcej dobra by się wydarzyło.
Przypomnijmy sobie 11 września w NYC i to co działo się potem: ludzie
gromadzący się na niezliczonej ilości nabożeństw wszystkich możliwych
wyznań by modlić się w intencji ojczyzny. My też oczywiście potrafimy
zapełnić krakowskie Błonia, ale jak już wrócimy do domów, gdzieś ginie
to poczucie wspólnoty i jedności, które potrzebne jest trosce o dobro
wspólne. Na marginesie pewien mój kolega zawsze przy okazji dużych uroczystości
religijnych powtarzał:, "Jeśli chodzi o duże uroczystości jestem niewierzący.
A gdyby tak nasze pojęcie patriotyzmu, rozumianego najczęściej jako gotowości
oddania życia za ojczyznę, zastąpić patriotyzmem wyznawanym w codziennej
modlitwie w jej intencji? Takie bohaterstwo jakoś wydaje się mało atrakcyjne
i trudne do uprawiania w ogólnej atmosferze korupcyjnych skandali. Żyj
modlitwą. Jeśli oddajesz swoje życie we władanie Jezusowi, jeśli On jest
Twoim przewodnikiem, to nie możesz jednocześnie stosować osobliwie rozumianej
zasady rozdziału Kościoła od Państwa. Nie można być chrześcijaninem w
przerwie na lunch, po 17-stej, albo, co gorsza w weekendy, choć wtedy
jeszcze trudniej. Tak jak nie przestajesz być ojcem czy córką, matką czy
mężem, tak i chrześcijaninem trzeba być o każdej porze, nawet we śnie.
My tymczasem ustawiamy sprawy tak, jakbyśmy jedynie pełnili obowiązki
(p.o.) chrześcijanina- od niedzieli do niedzieli. Rzadko przychodzi nam
do głowy myśl, że każda chwila, że każda zwykła czynność, choćby zmywanie
naczyń we wtorek, może być ofiarowana Bogu w modlitwie, mało tego, może
to być czynność wykonywana na Jego chwałę. Cóż szkodzi Bogu, że wyrzucamy
śmieci, stoimy w korku, wymieniamy uszczelkę, czy wychodzimy na spacer
z psem, nie mówiąc już o bardziej doniosłych zajęciach. Bóg kocha nas
w naszej zwyczajnej, banalnej codzienności, a nie tylko w Boże Narodzenie
czy Wielkanoc. Każdą czynność powlec złotą nitką modlitwy, każdemu działaniu
przydzielić partnerkę - refleksję towarzyszącą. Oto program dla człowieka
wiary, kogoś, kto chce podążać za Jezusem. "Wstałem z łóżka, zrobiłem
gimnastykę, wziąłem prysznic, potem jadłem, piłem, mówiłem coś i czytałem.
Milczałem, myślałem, dziwiłem się trochę i śmiałem. Szedłem ulicą, patrzyłem,
widziałem, robiłem zakupy i słyszałem. Potem siadłem, wykonałem kilka
telefonów, i już zasypiałem, kiedy się okazało, że cały czas się modliłem."
Kto z nas może tak powiedzieć?.
|