Konferencja IV
"O modlitwie i miłości"

Rozmowa z Bogiem - wiara w Boga i pragnienie poznania Go.
Uwznioślenie ducha - pragnienie osobistego "dialogu" z Bogiem.
Prośba do Boga - uznanie własnej zależności.
Otwieranie siebie na Boga w sobie. Wyjście z siebie i wejście w głąb zarazem. Pewne rzeczy trudno wyrazić w słowach, można odnieść wrażenie, że ten język, ze swoimi regułami, zwrotami, sposobami użycia, że ten język coś przed nami ukrywa, choćby fenomen modlitwy, ale mimo prób znalezienia pełniejszego wyrazu, to jedyny język jaki przychodzi nam do głowy. Dlatego najpiękniejsze nawet opisy i definicje nie zastąpią samej modlitwy, dlatego też nie o słowa, lub nie same słowa w modlitwie chodzi.
Nic nie ma takiej wartości jak modlitwa. Ona czyni możliwym to, co niemożliwe i łatwym, to, co trudne.
Wiara w moc modlitwy. Nie ma modlitwy, która nie zostałaby wysłuchana. I nie ma modlitwy bez odpowiedzi. Bóg wysłuchuje wszystkich próśb, na szczęście nie wszystkie spełnia. Wiedząc, co dla nas najlepsze, chroni nas przed tym, co bierze się z próżności, lenistwa czy zwykłego egoizmu. Niekiedy nasze prośby przybierają formę żądań, "Panie Jezu, ma być szóstka z matmy. Amen";
A czasem nawet z odrobiną szantażu: "Panie Boże, jeśli nie znajdziesz mi odpowiedniego kandydata na męża, albo, jakiego bądź, to zmienię wyznanie, przestanę się modlić, albo się zabiję.” Istotnie, bywa i tak, że o coś prosimy, choćby o zdrowie i zdrowie nie poprawia się, prosimy o pracę i w kolejny poniedziałek kupujemy gazetę, czy to znaczy, że nasze prośby pozostają bez odpowiedzi? Potrafimy prosić, ale nie potrafimy czekać. A czekanie jest tym co, kształtuje charakter człowieka, jego upór, wytrwałość i silną wolę. Wiele lat upłynęło, nim biblijna Sara doczekała się potomka, zdążyła nawet stracić nadzieję, ale Bóg wysłuchał jej prośby. Czekam, a więc jestem w stanie napięcia, to napięcie pobudza, każe działać, albo każe zatrzymać się. Ryszard Kapuściński, w jednym z wielu reportaży o Afryce, opisuje ludzi czekających na autobus, stoją przy drodze, na nieistniejącym przystanku, w zwykły afrykański upał. Problem w tym, że nikt nie wie, czy autobus przyjedzie za chwilę, czy może za dwa dni. Wiedzą tylko, że przyjedzie. Czekają w milczeniu, nikt nie narzeka, nie kręci się nerwowo, nie wygląda czegoś w oddali, czekają, bo całe ich życie jest czekaniem. Jeśli potrafisz czekać, potrafisz również docenić otrzymany dar. Czas, którego funkcją jest też oczekiwanie, uczy pokory.
Ale zdarza się również, że Bóg daje odpowiedzi, na które nie jesteśmy przygotowani. Trudno nam pojąć, że może On nie podzielać tej wizji szczęścia, jaką my uznaliśmy za najlepszą, i zazwyczaj jedyną. Jezus przed Golgotą prosił, by oddalić od Niego ten kilech, lecz jeśli taka jest wola Ojca, to nie ma rady. Jeśli taka jest Jego wola, to trzeba iść po dobry nóż, jak Abraham, i złożyć Mu ofiarę z tego, co miłuje się najbardziej, skoro taka jest wola Ojca. Historia naszego życia, czego najczęściej nie zauważamy, to jednak historia próśb spełnionych, nawet tych niewypowiedzianych i ledwie pomyślanych. Bóg, który ma bezpośredni wgląd w nasze marzenia, motywy działań i cały ten chaos pragnień, nie potrzebuje czekać, aż je pomyślimy i wyartykułujemy, dlatego tych cudów, które dzieją się nad naszymi głowami, jest co nie miara, co wciąż nam umyka, ale np. lekarze, niemal na co dzień stykają się z sytuacjami, które nie da się nazwać inaczej jak cudem: był guz, złośliwy, są zdjęcia, był i znikł. Ale w służbie zdrowia dzieją się też inne cuda - zwłaszcza ostatnio.
Jak się modlić?
Początek modlitwy. Zazwyczaj, jeśli spotykamy się z kimś w ważnej sprawie, z kimś, od kogo zależy jej powodzenie, nie wykładamy natychmiast i w pośpiechu, w czym rzecz. Nie, zaczynamy od miłej pogawędki choćby o pogodzie, jeśli to kobieta - od komplementu, i dopiero przechodzimy do interesów. Podobnie jest z modlitwą, która powinna mieć, tak jak sztuka, kolejne akty. Niech zaczyna się od uwielbienia Boga, potem akt błagalny, potem prośba i na końcu podziękowanie. My zaś często wpadamy na modlitwę, jak sąsiadka po cukier, na chwilę, w biegu i z powrotem do domu, żeby broń Boże, nam ciasto nie siadło. Uprasza się więc o poważne potraktowanie sprawy modlitwy. Pewien człowiek, na pytanie czym jest dla niego modlitwa, odpowiadał: "każdorazowo najważniejszą chwila życia”.
Pan nasz, Jezus Chrystus zasługuje na to. Kropka.
Módl się za innych. Przytoczę fragment świadectwa: "Cokolwiek dobrego dzieje się w moim życiu, mam wrażenie, że dzieje się dzięki czyjejś modlitwie. To takie przeczucie, którego nie sposób zweryfikować, trudno przecież złapać kogoś na gorącym uczynku, lecz ten strumień swobodnych elektronów modlitwy, ten prąd płynie i jest wyczuwalny." Powiedzcie, czy to nie jest piękna idea, modlitewnej wymiany? Ja modlę się za Ciebie, ty pomódl się za mnie. Być może łatwiej wtedy o czystość intencji i ten wstawienniczy rozmach. Prośba o modlitwę to wyraz ufności w jej moc. Pewien mój znajomy przeżywał poważne problemy finansowe, jego rodzice zaoferowali mu pomoc, ten jednak się uparł, że nie weźmie od nich grosza, Trochę bezradni wobec niespodziewanego oporu, zapytali "jak w takim razie możemy Ci pomóc?" Poprosił ich o modlitwę, dokładnie powiedział: "możecie się za mnie pomodlić", więc oni się przestraszyli, że jest już tak źle, że nic innego nie da się zrobić. No właśnie, coś od czego powinniśmy zaczynać jakiekolwiek działanie, niekiedy traktowane jest jak ostateczność. Przy okazji tego znajomego, modlitwy zostały wysłuchane i wszystko jest na dobrej drodze. Jeśli możliwe jest zmieniać świat wokół siebie i naprawiać go, to przede wszystkim za sprawą modlitwy.
Módl się i pracuj. Brak modlitwy tłumaczymy najczęściej natłokiem zajęć, ogromem spraw do załatwienia i na wiele innych sposobów. Spójrzmy zatem na Papieża, jego pracowitość budzi podziw i zawstydza zarazem. Ponad 100 podróży duszpasterskich, kilkanaście encyklik, kilkadziesiąt listów plus codzienne obowiązki. Pytanie, jak on to robi? Ma przecież cały Kościół , cały świat na głowie i jakimś cudem znajduje czas na modlitwę. Niebywałe, prawda? Jeśli masz czas na modlitwę, masz czas na wszystko, zdaje się mówić przykład Papieża. Jest takie powiedzenie, jeśli nie masz czasu znajdź sobie nowe zajęcie. I to jest prawda. Spójrz na swój plan dnia, ale tak bez rutyny, może się okazać, że znajdziesz czas na jeszcze jedno życie. Cokolwiek chcesz zrobić najpierw pomódl się, ofiaruj swój trud Panu Bogu. Starsi ludzie mówią nieraz i mają rację, że jak Pan Bóg nie pobłogosławi, to choćbyś się urobił po pachy niewiele z tego będzie. Opowiadał mi znajomy, że był kiedyś świadkiem pewnej sceny w zakrystii. Otóż za chwilę miały rozpocząć się uroczystości i trwały ostatnie przygotowania, wszyscy wykonywali energiczne ruchy, prócz jednego kleryka, który stał sobie bezczynnie, z uśmiechem na twarzy. Proboszcz, co był najbardziej zaawansowany w działaniu, w końcu nie wytrzymał i zapytał go co w tym momencie robi, na co ten mu odpowiedział. "Ja? Ja właśnie się modlę”. Istnieje pewien pożądany rodzaj szlachetnej bezczynności, będącej zatrzymaniem się, powstrzymaniem od działania, przerwą w aktywności, zanurzeniem, trochę na wzór wschodnich mistrzów, w pewien bezruch, po to by mogło się zdarzyć coś, co w sumie jest zdarzeniem nie z tego świata. Ktoś powiedział kiedyś o modlitwie, że otwiera niebo.
Módl się codziennie i o tej samej porze. Śmiejemy się czasem z Anglików, że oni tacy punktualni, choćby nie wiem co, punkt piąta zasiadają do herbaty i nie ma takiej pogody, która zmąciłaby tę ich przyjemność. Przynajmniej kiedyś tak bywało. Może nam się wydawać to dość ekscentrycznym zwyczajem, ale ileż w nim uroku. Dokładnie takiej ekscentrycznej systematyczności potrzeba w modlitwie. Zazwyczaj modlimy się w tzw. wolnej chwili, albo jeszcze gorzej:, "kiedy mamy potrzebę". Bardzo lubimy słuchać tych romantycznych historii, o artystach, którzy porwani przez natchnienie, tworzyli w jakieś pomroczności jasnej. Prawda jest na szczęście bardziej banalna. Ta wena, najczęściej miała mentalność księgowego i kazała im zasiadać do dzieła o dosyć określonej porze, pracować wiele godzin, i tak dzień po dniu. Wielu z nich było wręcz wzorem pracowitości, bo tylko systematyczna praca przynosi efekty, wiedzą to wszyscy, którzy ćwiczą na instrumentach muzycznych, uczą się języków, czy uprawiają sporty. Jeśli więc nie będziemy wzbudzać w sobie uporczywie pragnienia modlitwy, to prędko wyląduje ona daleko za potrzebą zjedzenia czegoś słodkiego. Jeśli spożywasz śniadanie zawsze o wpół do dziesiątej rano w Polsce (była kiedyś taka reklama batonika), to twój żołądek przyzwyczaja się i zaczyna oczekiwać strawy właśnie o tej porze. Dość egzotyczne są dla nas obrazki z krajów muzułmańskich, gdzie wyznawcy islamu pięć razy w ciągu doby zatrzymują się w codziennym biegu, by oddać cześć Najwyższemu. Trudno przypuszczać, by takie przerwy miały ujemny wpływ na dochód narodowy brutto. Regularność i pewna dyscyplina pozwalają wejść w coś, co określiłbym jako codzienny stan modlitewny. Mówi się o niektórych, że mają stany lękowe, dlaczego by nie mówić dla odmiany o stanach modlitewnych. Zaplanujmy sobie ściśle określony czas na modlitwę, a przyjdzie taki moment, że stanie się ona potrzebą tak naturalną jak jedzenie, spanie czy oglądanie telewizji. To nie żart, przeciętny Polak, jak pokazują, statystyki, spędza przed telewizorem ponad trzy godziny dziennie i tu m.in. upatrywałbym możliwości wygospodarowania czasu na modlitwę. Chyba, że oglądamy Telewizję Trwam.
Módl się w ciszy
Żeby się modlić trzeba wyciszenia. Cisza kojarzy się z bezruchem, bezczynnością, przerwą, tymczasem w jej środku dzieje się wszystko. W ciszy pracuje nasze serce i wątroba, rzadko kiedy czytamy na głos, a szelest kartek raczej jest ciszy sojusznikiem, Na Jasną Górę też idziemy trochę po cichu i w skupieniu. Cisza jest prowokacją dla naszych uszu, jesteśmy wychowani w pewnym hałasie, dlatego trochę się jej boimy. Jednak potrzebujemy jej bardzo, bo głos Pana to nie jest najgłośniejszy klakson w mieście, ani głos spikera przekrzykującego stadion ludzi. Można mieszkać w środku Puszczy Białowieskiej i przeżywać jakąś duchową nerwicę, ktora nie pozwala usłyszeć ciszy, a chodzi o taką ciszę, która jest wewnętrznym skupieniem, oczekiwaniem na przyjście, zgodą na Jego obecność i na pytanie "Czy miłujesz mnie?" Wtedy nie przeszkadza hałas fabrycznych hal, ulicznych skrzyżowań, czy kawiarnianych rozmów.
"Tak Panie, Ty wiesz, że Cię słyszę."
Módl się za swój kraj. Czy modlisz się za swój kraj? Gdyby czas poświęcony na zbiorowe narzekanie i wieszanie psów na kolejnych rządach wykorzystać na modlitwę, aż się boję pomyśleć, ile więcej dobra by się wydarzyło. Przypomnijmy sobie 11 września w NYC i to co działo się potem: ludzie gromadzący się na niezliczonej ilości nabożeństw wszystkich możliwych wyznań by modlić się w intencji ojczyzny. My też oczywiście potrafimy zapełnić krakowskie Błonia, ale jak już wrócimy do domów, gdzieś ginie to poczucie wspólnoty i jedności, które potrzebne jest trosce o dobro wspólne. Na marginesie pewien mój kolega zawsze przy okazji dużych uroczystości religijnych powtarzał:, "Jeśli chodzi o duże uroczystości jestem niewierzący”. A gdyby tak nasze pojęcie patriotyzmu, rozumianego najczęściej jako gotowości oddania życia za ojczyznę, zastąpić patriotyzmem wyznawanym w codziennej modlitwie w jej intencji? Takie bohaterstwo jakoś wydaje się mało atrakcyjne i trudne do uprawiania w ogólnej atmosferze korupcyjnych skandali. Żyj modlitwą. Jeśli oddajesz swoje życie we władanie Jezusowi, jeśli On jest Twoim przewodnikiem, to nie możesz jednocześnie stosować osobliwie rozumianej zasady rozdziału Kościoła od Państwa. Nie można być chrześcijaninem w przerwie na lunch, po 17-stej, albo, co gorsza w weekendy, choć wtedy jeszcze trudniej. Tak jak nie przestajesz być ojcem czy córką, matką czy mężem, tak i chrześcijaninem trzeba być o każdej porze, nawet we śnie. My tymczasem ustawiamy sprawy tak, jakbyśmy jedynie pełnili obowiązki (p.o.) chrześcijanina- od niedzieli do niedzieli. Rzadko przychodzi nam do głowy myśl, że każda chwila, że każda zwykła czynność, choćby zmywanie naczyń we wtorek, może być ofiarowana Bogu w modlitwie, mało tego, może to być czynność wykonywana na Jego chwałę. Cóż szkodzi Bogu, że wyrzucamy śmieci, stoimy w korku, wymieniamy uszczelkę, czy wychodzimy na spacer z psem, nie mówiąc już o bardziej doniosłych zajęciach. Bóg kocha nas w naszej zwyczajnej, banalnej codzienności, a nie tylko w Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Każdą czynność powlec złotą nitką modlitwy, każdemu działaniu przydzielić partnerkę - refleksję towarzyszącą. Oto program dla człowieka wiary, kogoś, kto chce podążać za Jezusem. "Wstałem z łóżka, zrobiłem gimnastykę, wziąłem prysznic, potem jadłem, piłem, mówiłem coś i czytałem. Milczałem, myślałem, dziwiłem się trochę i śmiałem. Szedłem ulicą, patrzyłem, widziałem, robiłem zakupy i słyszałem. Potem siadłem, wykonałem kilka telefonów, i już zasypiałem, kiedy się okazało, że cały czas się modliłem."
Kto z nas może tak powiedzieć?.

 


[ Informacje |słowo | multimedia | księga gości | forum | historia WPP | historia17-tek | regulamin | opis grup ]
[ konferencje | rozważania | foto | filmy | dzwięki | linki | baza adresów e-mail | kontakt ]
© MichałBedyński
Strona istnieje od lipca 2002 wywoływano nas już razy