Preludium...
"Czy Bóg istnieje?" pytał kiedyś w swojej "Sumie Teologicznej" św. Tomasz
z Akwinu - nie on pierwszy i nie ostatni zresztą. Wielu ludzi stawiało
sobie to pytanie dawniej i wielu stawia je dziś. Czy jednak tym, którzy
je stawiali chodziło o jednoznaczną odpowiedź "TAK", lub "NIE"? Nauka,
filozofia i religia jednogłośnie zdają się potwierdzać fakt, iż odpowiedź
na to pytanie nie istnieje. Zawsze bowiem będą tacy, którzy znajdą jakiś
argument zaprzeczający Jego istnieniu. Czy zatem można mieć absolutną
pewność, co do rzeczywistości i istnienia Boga? Tak, ale tylko wtedy,
gdy zaczniemy szukać Go w swoim życiu i odpowiemy sobie na pytanie, które
kiedyś Jezus postawił swoim uczniom: "A Wy - za kogo mnie uważacie?" (Mt
16, 13). Mateusz Ewangelista pisze, że tylko Piotr na nie odpowiedział:
"Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". Ta odpowiedź Piotra jest odpowiedzią
człowieka, który stawia wszystko na jedną kartę i swoje zaufanie, względem
Boga, posuwa aż do granic absurdu. Bo jakże w człowieku "z krwi i kości"
zobaczyć Boga ? Jednak obok Jezusa nie można przejść obojętnie. Nawet
jeżeli będzie się nam wydawało, że jest to tylko człowiek, zawsze wzbudzi
w nas jakieś zainteresowanie, zawsze zwróci uwagę na coś, co w nas jest,
a czego wcześniej nie dostrzegaliśmy. Dotyczy to nawet tych, którzy w
kościele stoją pod przysłowiowym chórem, bo i oni po coś przychodzą, czegoś
się chcą od Chrystusa dowiedzieć - a więc Go słuchają. Może nie z całkowitym
zrozumieniem, ale jednak słuchają. Dokładnie tak, jak napisał św. Paweł:
"Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że czy to obłudnie, czy naprawdę rozgłasza
się Chrystusa" (Flp 1, 18).
Dziś Jezus pyta nas raz jeszcze: "A Wy - za kogo mnie uważacie?" Jeżeli
odpowiemy tak jak Piotr, to uznamy w Nim Mesjasza - Syna Boga żywego.
On od samego początku był pragnieniem Proroków, tkwił w życiu i wierze
Hebrajczyków. Jeżeli odpowiemy tak jak Piotr, zagłębimy się w mądrość
Pism i wejdziemy w świętość Słowa, które przemawiało do Synów Izraela.
Odpowiedzieć na Jezusowe pytanie, to rozgłaszać Chrystusa i zgłębić Jego
tajemnicę. Otwiera się ona przed nami w Starym Testamencie. To właśnie
tam możemy dopełnić naszej znajomości Pana. Jak zapewne wiemy skądinąd
wszystko, co dzieje się w Starym Testamencie jest typem i zapowiedzią
Nowego Testamentu. Każda postać i sytuacja wyraża coś z tego, co zdarzy
się kiedyś w związku z pojawieniem się Mesjasza, który ma przyprowadzić
na nowo Lud Boży do Jahwe. Nie chodzi tu oczywiście o jakieś przepowiadanie
przyszłości, ale o to, iż dzięki Słowu zapisanemu w Biblii możemy i w
naszym życiu odnaleźć podobne wątki i sytuacje, które pomogą nam odnaleźć
drogę powrotu do Boga.
To Ten, który uczynił Plejady i Oriona...(Am 5, 8)
1. Bóg stwórca.
Tematem naszej pielgrzymki jest pytanie Jezusa: "A Wy, za kogo mnie uważacie?".
To pytanie jest skierowane także i do nas. Za kogo uważamy Jezusa? Czy
tylko za genialnego moralistę, który oprócz wygłoszenia słynnego "Kazania
na Górze", 8 paradoksalnych błogosławieństw i założenia organizacji zwanej
Kościołem nie zdziałał właściwie wiele. A przecież postać Chrystusa przekracza
historię i etykę i dotyka nas w szczególny sposób. Chrystus inspirował
nie tylko wielkich świętych Kościoła, mistyków i teologów. Jego postać
to łamigłówka dla pisarzy, poetów, filozofów i badaczy natury ludzkiej,
nie tyko w wymiarze socjologicznym i kulturowym, ale choćby przez fakt
zmartwychwstania dla fizyków i biologów. Odpowiedź, której udziela Jezusowi
św. Piotr, trafia w dziesiątkę, dotyka bowiem tego, co w nas najgłębsze
i najbardziej intymne - własne odniesienie do Jezusa. Odgadnąć w Chrystusie
Mesjasza i Bożego Syna, przyznać się do swojej wiary w Niego, to dotknąć
tajemnicy Boga i samego siebie, to także po części uczynić jasnym sens
istnienia świata i człowieka.
Mesjasz nie pojawia się ni z tego, ni z owego. Jego przyjście było przygotowywane
przez proroków On jest Tym, na którego czekano i którego pragnęły wszystkie
pokolenia Izraelskie. Podobnie i nasza wiara nie wyskakuje jak przysłowiowy
"Filip z konopi", wszyscy bowiem wyrośliśmy w jakiejś tradycji, w jakichś
przyzwyczajeniach dotyczących Boga, świata i człowieka. Generalnie streścić
je można w kilku zdaniach, z których najważniejsze to: "Wierzę w jednego
Boga, Ojca wszechmogącego, stwórcę Nieba i ziemi i w Jezusa Chrystusa
- Syna Bożego jednorodzonego, (...) w Ducha Świętego, który od Ojca i
Syna pochodzi". Starotestamentowego Boga Jahwe nikt nigdy nie widział
i tylko jak mówi św. Jan Ewangelista "Jednorodzony Bóg, który jest na
łonie Ojca o Nim pouczył". Księga Wyjścia nawet przestrzega, że nikt nie
może oglądać Boga i pozostać przy życiu. (por. Wj 33, 20). Ciągle jednak
żywe było wśród ludzi pragnienie "oglądania Boga", tak, jak na przykład
pragnął tego Hiob: "Ja wiem, Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni,
potem me szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę" (Hi 19, 25,
26). Ten, którego będzie można oglądać na ziemi, to Boży Pomazaniec, Mesjasz
- Namaszczony, Sługa Jahwe, Syn Człowieczy. Pod takimi określeniami pojawiał
się ten Oczekiwany i Upragniony o którego przyjściu trafnie mówi prorok
Malachiasz: "A potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy
oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie" (Ml 3, 1). O Nim
jednak nie mówi się inaczej, jak tylko w odniesieniu do Boga Jahwe, czyli
Stwórcy. On jest z Nim jedno i jednocześnie oddziela się od Niego, stając
się dla ludzi Obrazem, w którym mogą oglądać Oblicze Boga. Bóg Izraela
jest przede wszystkim Bogiem stwórcą. Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju
tak właśnie Go przedstawiają. Można powiedzieć, że to właśnie motyw stwarzania
jest motywem przewodnim Biblii jako całości. Bóg jako stwórca, który stwarza
nową rzeczywistość, jest obecny w całej historii zbawienia, to właśnie
On prowadzi Naród wybrany do Ziemi Obiecanej, to On troszczy się, aby
Izrael zasiedlił całą Ziemię Kanaan, to ten sam Bóg stwórca walczy przeciwko
obcym bogom, On wyprowadza Izraela z Egiptu, to On przemawia przez proroków.
Tę wielką epopeję wkraczania Boga w życie człowieka opiewa prorok Amos:
"To Ten, który uczynił Plejady i Oriona, który przemienia ciemności w
poranek, a dzień w noc zaciemnia - Pan jest imię Jego" (Am 5, 8). Jahwe
Bóg nie tylko stwarza świat, ale stwarza również życie. To przecież na
Jego rozkaz wyrosły z ziemi wszelkie rośliny zielone i drzewa dające owoc
(por. Rdz 1, 11), to On uczynił wszelkie zwierzęta, On wreszcie powołał
do życia człowieka. A zatem świat jest nieustającym stwarzaniem, ciągłą
"pracą", wysiłkiem Boga: "Stwórz o Boże we mnie serce czyste i odnów we
mnie moc ducha" (Ps 51, 12), "Czyż nie stworzył nas jeden Bóg" (Ml 2,
10), "Wszystkich, którzy noszą me imię i których stworzyłem dla mojej
chwały" (Iz 43,7). Wszystkie żywe istoty są "uzależnione" od swojego Stwórcy
i przez to poddanie oddają Mu chwałę: "Wszystko to czeka na Ciebie, byś
dał im pokarm we właściwym czasie..." (Ps 104, 27). W całą tę tradycję
wchodzi Chrystus i odnosi do siebie wszystko to, co Stary Testament przypisywał
Jahwe. Bardzo jasno jest to widoczne podczas uciszenia burzy na jeziorze
(por. Mk 4, 35-41). Chrystus jest tutaj tym, który panuje nad żywiołami,
który "przemienia burzę w powiew łagodny". On jest ich stwórcą i Panem,
więc może im rozkazywać, może czynić z nimi to, co uważa za słuszne. Podobnie
rzecz się ma z uzdrowieniami, czy wyrzucaniem złych duchów. Chrystus uzdrawiając
przywraca stworzenie do normalnego stanu. Ponieważ tym normalnym stanem
jest stan zdrowia, więc ci, którzy cierpią na różne choroby są wytrąceni
z tej normalności. Aby ją przywrócić potrzeba kogoś, kto zna od wewnątrz
zasadę funkcjonowania życia, kto je stwarza i potrafi przywrócić je do
normalnego biegu. Kimś takim jest właśnie Jezus. Wyrzucając złe duchy
kładzie jednocześnie kres mniemaniom, które mogłyby się zrodzić w naszych
umysłach, że Jezus czyni te wszystkie znaki jakąś złą, demoniczną siłą.
"Jeżeli Szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo" (Łk
11, 18) - odpowiada oskarżającym Go. Objawienie Jezusa, jako stwórcy i
Pana znajduje swój punkt kulminacyjny w dialogu z Żydami, kiedy Jezus
stwierdza wyraźnie, że jest jedno z Ojcem (J 10, 22-39), za co tamci starali
się Go pojmać. Potwierdza to również List do Hebrajczyków, który stwierdza,
że przez Chrystusa Bóg stworzył wszechświat i podtrzymuje wszystko słowem
swej potęgi. (por. Hbr 1, 2-3). Taka wizja Chrystusa znajduje również
wyraz w ikonografii, gdzie przedstawia się Go jako Pantokratora - Pana
Wszechświata, albo jako Zbawiciela w Chwale - siedzącego na tronie. Jako
Pan wszechświata jest Chrystus jednocześnie jego centrum i przestrzenią,
albo jego alfą i omegą, czyli początkiem i końcem (por. Ap 22, 13). Tak
właśnie przedstawiano Go w średniowiecznych katedrach w rozetach nad wejściem,
czy na mozaikach. W ogóle wszystkie przedstawienia Chrystusa ukazują Go
jako tego, który ma władzę. Nawet scena Bożego Narodzenia, to scena adoracji
Bożego Dziecięcia. Do tego dochodzą również przedstawienia Bogarodzicy
z dzieciątkiem, na które to albo wskazuje (tak jak np. Matka Boża Częstochowska),
albo ono jest głównym powodem przedstawienia Bogarodzicy (jak np. Matka
Boska Ostrobramska, gdzie Maryja zgadza się na przyjęcie Słowa mówiąc:
"Oto ja służebnica Pańska").
Również liturgia ukazuje Chrystusa, w jego aspekcie królowania. Wszystkie
modlitwy liturgiczne kończą się wezwaniem do Chrystusa, który "żyje i
króluje". Zasada Kościoła jest właśnie zasadą królowania Chrystusa. On
przecież głosi ewangelię o Królestwie, którego sam jest królem. To królestwo
to Jego Ciało, a my jesteśmy Jego członkami. Chrystus zatem urasta do
rozmiarów kosmosu, Stwórcy, Władcy i Pana całego uniwersum, dlatego właśnie
pyta Apostołów: "A Wy - za kogo mnie uważacie?". Potrzeba wielkiej odwagi,
aby w człowieku z krwi i kości uznać tak wielką potęgę. W takim kontekście
nie dziwi fakt, że wielu ludzi pomniejsza znaczenie osoby Chrystusa nie
chcąc uznać w Nim Boga. Wielu też, być może z lęku przed tak wielką postacią
nie porusza w ogóle tego tematu, twierdząc, że do rozważania tak wzniosłych
spraw są zbyt prości.
2. Bóg a człowiek
A jednak Chrystus pyta: "A Wy - za kogo mnie uważacie?". A zatem nie
uważa nas za zbyt prostych do przyjęcia tak wzniosłych i trudnych rzeczy.
A może to nie te rzeczy są trudne, tylko my nie dokładnie zrozumieliśmy
przesłanie Chrystusa? Cóż zatem niesie z sobą owo przesłanie o królewskości
Jezusa? Otóż od samego początku wezwanie do nawrócenia połączone było
z wezwaniem do uznania Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela. "Jeżeli więc
ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz,
że Bóg Go wskrzesił - osiągniesz zbawienie" (Rz 10, 9). Nie można być
chrześcijaninem, nie uznając Jezusa za swojego Pana. Jednak czyniąc Jezusa
swoim Panem czynimy Go jednocześnie Panem wszechrzeczy. Czy coś to jednak
zmienia w naszym dotychczasowym patrzeniu na Jezusa? Przecież świat toczy
się swoim rytmem. Przecież dalej będą się mnożyć ataki terrorystyczne,
dalej zapewne będą wojny, głód i niesprawiedliwość. Tak będzie, nie da
się temu zaprzeczyć.
Ale czy miało być inaczej? Przecież sam Jezus powiedział: "Niepodobna,
aby nie przyszły zgorszenia" (Łk 17, 1). A więc czemu tu się dziwić. To
jaki będzie kształt naszego świata zależy tylko od tego, czy i jak wielu
ludzi odpowie sobie na pytanie: "A Wy, za kogo mnie uważacie?". Dlaczego
zatem nie uznać Jezusa za swojego Pana? Ale uznać Go "na całego", postawić
wszystko na jedną kartę. Czy to tylko decyzja dla księdza i zakonnicy?
Otóż przede wszystkim NIE DLA NICH ! Każdy człowiek jest wszczepiony w
Chrystusa przez chrzest, który czyni z nas Jego członki, żywe "fragmenty"
Jego Ciała. Czasem jednak możemy odczytywać ten fakt jako zniewolenie
ze strony Jezusa, tak, jakby chciał coś nam zabrać, coś, co nam się od
życia należy. Takie też skojarzenia mogą powstawać w nas wtedy, gdy mówi
się o tym, iż "Chrystus musi się stać Panem życia prawdziwego chrześcijanina".
I dobrze, bo są to słuszne obawy. Tylko, że tenże sam Chrystus - Pan naszego
życia, jest również Panem wszechświata, czyli Tym , który "uczynił Plejady
i Oriona". Jakże więc Ten, co stwarza niebiosa miałby nam coś zabierać.
Czyż Mu mało tego co ma? A może należy rozważyć przypadek odwrotny: Jezus
nie chce nam niczego zabierać, ale przeciwnie - chce nam coś dać! Co nam
chce dać? Oto wielka tajemnica wiary!!! Nigdy się tego nie dowiemy, jeśli
sami nie spróbujemy zasmakować co to znaczy zaufać Chrystusowi i postawić
na szalę całe swoje życie. I tutaj możemy mówić ładnie, albo mniej ładnie
o tym, jakie to jest szczęście przebywać blisko Jezusa. Ale przecież nie
o to chodzi, żeby mówić, lecz, żeby spróbować. "A Wy, za kogo mnie uważacie?"
- Tyś jest ten, który uczynił Plejady i Oriona, Tyś jest naszym Panem.
|